piątek, 20 listopada 2009

Yellow Pages: Janosik względny

Jak donosi dzisiejsze "Metro", p. Ilona Rosiek-Konieczna została uniewinnona przez sąd w związku ze sprawą nielegalnego wypisywania w pełni refundowanych recept dla bezdomnych. Inaczej mówiąc, za wyłudzenie.

Co prawda, p. Konieczna dostała jako wyrok 2 miesiące ograniczenia wolności w postaci wykonywania prac dla fundacji, dla której już pracuje, ale biorąc pod uwagę, że uprawiała swoją działalność od grudnia '98 do grudnia '99 (już pomińmy kwestię długości ciągnięcia się sprawy), czyli rok, to raczej przez dwa miesiące nie odpracuje nawet części tej sumy, którą - w praktyce - wyłudziła od polskiego państwa. W praktyce więc oznacza to jej uniewinnienie.

Co najbardziej bulwersujące w tej sprawie, to fakt, że - nie po raz pierwszy zresztą - usprawiedliwia się chęcią pomocy biednym każde naruszenie prawa. Inaczej mówiąc: jeśli chcesz zrobić coś wbrew prawu, stwórz jakiś taki motyw, który uzasadni, że zrobiłeś to, aby pomóc biednym, czy pomóc komuś w potrzebie, że poświęcasz się dla kogoś i z powodu niemożności pomocy w inny sposób musiałeś posunąć się aż do popełnienia przestępstwa (czy wykroczenia). Oczywiście w Polsce, czy innych krajach, w których socjalistyczne ideały mają taki duży posłuch - w normalnych krajach przestępcę karze się zgodnie z przewidzianym na tą okoliczność prawem.

Gdyby więc p. Konieczna rzeczywiście była w pełni przekonana o tym, co będzie jej grozić za nielegalne wypisywanie recept, i mimo to uprawiała swój proceder, to w momencie wykrycia i rozpoznania powinna dobrowolnie poddać się karze. P. Konieczna wypalała samą siebie goszcząc u siebie bezdomnych i nawet zaniedbując relacje z córką, więc skoro jest taka skłonna do poświęceń, to niech pójdzie na całość i podda się karze za złamanie prawa, którego się dopuściła, a nie bierze sobie jeszcze adwokata, który wnosi o jej całkowite uniewinnienie.

Wszystkim cały czas umyka jeden drobny szczegół: jeśli ktoś pomaga używając do tego celu nie swoich zasobów (czyli kradnie, nazywając rzeczy po imieniu), to fakt, że robi to dla innych, nie dla siebie, nie ma tu nic do rzeczy. Kradzież czegokolwiek po to, by dać to drugiemu człowiekowi, pozostaje kradzieżą i w normalnych państwach również kradzież nazywa się kradzieżą.

Adwokatowi, który tak chętnie bronił p. Koniecznej, mógłbym co najwyżej podpowiedzieć, żeby może dodatkowo zasponsorował z własnej kasy pokrycie strat, które spowodowała p. Konieczna, i wtedy oczywiście można ją uniewinnić bez żadnych dodatkowych konsekwencji. Nikt by nic nie miał do p. Koniecznej, gdyby np. wypisywała pełnopłatne recepty oraz dawała pieniądze na wykupienie leków. Wtedy byłaby to rzeczywiście pomoc. Jeśli aby komuś pomóc trzeba najpierw ukraść - to znaczy, że się jest złodziejem.

Problem właśnie polega na tym, że w Polsce wciąż pokutuje mit Janosika, zapominając o tym, że - pomijając już, czy rzeczywiście on wspierał tych biedaków - postać Janosika pochodzi z czasów, kiedy nie istniał kapitalizm, z czasów, kiedy chłop był do śmierci chłopem, a hrabia do śmierci hrabią. Dzisiaj, przynajmniej w normalnych krajach, największa część tego, na jakim poziomie będzie żył człowiek, zależy od tego, jak się sam postara. Nie ma więc hrabiów, którzy bezkarnie napychają sobie skarbiec nie kiwając palcem i chłopów, którzy tyrają jak woły mając z tego grosze. Dziś zakłada się, że jeśli ktoś ma duże pieniądze, to zdobył je uczciwie (znów muszę dać zastrzeżenie, że tak jest w normalnych krajach, i zaraz moja cała teoria weźmie w łeb).

Zresztą Janosika i tak w końcu za ziobro powiesili.

Najgorsze jest to, że dzisiaj - gdy nie tylko nie ma hrabiów, ale i jest wielu ludzi, którzy są skłonni nieść innym pomoc - kradzieże typu Janosikowego usprawiedliwia się tym, że przecież ten ktoś robił to dla innych ludzi i nawet się dla nich poświęcał, wszystkiego sobie odmawiając.

No nie wiem. Chciałbym, żeby którykolwiek z tych obrońców Janosików dożył takiego momentu, gdy ktoś włamie się mu do domu i ukradnie jakieś wartościowe rzeczy - a po złapaniu będzie się usprawiedliwiał, że w ten sposób zdobywał pieniądze na pomoc biednym. Chętnie bym zobaczył, jak wszyscy przypominają mu wtedy własne słowa, gdyby próbował dochodzić sprawiedliwości.

Najbardziej obrzydliwą cechą socjalizmu jest fakt, że zwalnia z odpowiedzialności za bardzo wiele rzeczy, przede wszystkim za myślenie i za własne słowa, równocześnie skutecznie redukując w ludziach jakiekolwiek poczucie wspólnoty. Dlatego to jest właśnie najlepszy system, jaki może wprowadzić okupant, jeśli zależy mu na wykończeniu danego kraju. Jeśli więc ludzie sami chcą jego wprowadzenia, to taki naród skazany jest prędzej czy później na zagładę, nawet jeśli powolną.

Brak komentarzy: